Plan był prosty - najpierw standardowa trasa bulwarami na Kolną, tam krótki odpoczynek a później powrót drugą stroną do Parku Jordana i dalej do domu... ALE... Podczas przejeżdżania przez stopień wodny "Kosciuszko", "zawiesiłem się" i nie zauważyłem w porę betonowego separatora, który był ustawiony na tej kładce (zapewne celem uniemożliwienia wjazdu samochodom). Gdy go zobaczyłem, na ominięcie było już za późno i wjechałem przednim kołem centralnie w jego kant - efekt? Opona praktycznie całkowicie przecięta w poprzek, obręcz mocno wgięta (punktowo) i zdecentrowana... Na szczęście na tym obrażenia się skończyły (m.in. dlatego, że nie jechałem szybko - jakieś 18 - 20 km\h). Pojawił się poważny problem - do domu jakieś 15 km... początkowo prowadziłem moją ranną maszynę, ale później doszedłem do wniosku, że i tak pewnie obręcz do wymiany (o oponie nawet nie wspominając), więc co mi tam - jadę... No i nawet nieźle to szło... Pomijając, że koło, przy każdym najechaniu w okolice uszkodzenia wydawało dźwięk podobny do szczekania psa i zwracało uwagę przechodniów jak i innych rowerzystów, oraz, że praktycznie było czuć każdy kamyczek, każdą nierówność po której przejeżdżałem, to ostatecznie, udało się dojechać do serwisu... W tym tygodniu na moim rowerze raczej już nie pojeżdżę... :(
Kolejna przejażdżka z siostrą, dojazd do bulwarów wiślanych przez Podgórze i Rynek Podgórski. Następnie bulwarami na Błonia. Z Błoń, ponownie bulwarami na ul. Starowiślną na najlepsze lody w Krakowie. Stamtąd, ponownie bulwarami na Dąbie. Z Dąbia powrót do domu, bulwarami, kładką Bernatka, przez Rynek Podgórski do domu :)
Na temat samej trasy nie będę się rozpisywał bo zrobiłem to już wcześniej ;) Różnica tym razem, była PRZEDE WSZYSTKIM w tym, że jechałem z siostrą (ona na swoim typowo miejskim wehikule spisała się bardzo dzielnie i nawet podobała jej się ta trasa), oraz, że po dojeździe do Balic udaliśmy się na górkę spotterską...
Szybki przejazd na trasie dom - Rynek - dom, przez Konopnickiej, Grodzką i z powrotem tą samą trasą... tym razem zamiast dystansu starałem się nie schodzić poniżej 20-25 km\h.
Kolejna wycieczka z moją siostrzyczką. Wyjazd, przez Podgórze i kładkę Bernatka na Bulwary, skąd dojechaliśmy na Salwator. Z Salwatora ul. Kasztelańską do Błoń, a z Błoń przyjemną, gruntową ścieżką rowerową wzdłuż Rudawy aż do Mydlnik do stacji Badawczej UR... tam ulicą o jakże wdzięcznej nazwie "Zakliki z Mydlnik" (sic!) dojeżdżamy do ul. Balickiej... a Balicką aż do skrzyżowania przez wiaduktem A4, gdzie skręcamy w lewo i wspinamy się na górkę spotterską... skąd przy światłach podejścia na pas w Balicach na kierunku 26 podziwialiśmy lądowanie LOTowskiego Boeinga 737, Casy 295 Polish Air Force oraz ATR-42 Eurolotu. Powrót wzdłuż terminala krajowego i dalej jak autobus linii 292. Przy dojeździe do Błoń, odbijamy w prawo, w Królowej Jadwigi, by przez Salwator wjechać na bulwary wiślane, które opuszczamy na wysokości mostu grunwaldzkiego... Dalej powrót tzw. szybką trasą - czyli wzdłuż ul. Konopnickiej, przez Bonarka PKP do domu. :) Pogoda dopisała, trasa też w miarę przyjemna, no i przede wszystkim Maryś bardzo dobrze wspomina :)
Można powiedzieć, że na tą wycieczkę złożyły się dwie kwestie: pierwsza - moja siostra nie miała kontaktu z rowerem AŻ dwa tygodnie, więc baardzo chciała jechać gdziekolwiek, a dwa, pogoda była sprzyjająca ;) Początkowo był plan jechać do Balic, na górkę spotterską, ale, że na niebie mimo słońca, prezentowały się także chmury, z których od czasu do czasu coś pokropywało (o tym, że to "coś" może być całkiem spore, przekonałem się wcześniej ;), oraz, że jak na pierwszy raz po przerwie - trasa +50 km, mogłaby być za duża, zdecydowaliśmy się przejechać czysto rekreacyjnie po starym mieście... Gdy stare miasto mieliśmy za sobą, znowu dała znać o sobie moja rowerowa ambicja i powiedziałem mojej siostrze, że wstyd wracać do domu z zaledwie 7km na liczniku... Wstyd tym bardziej, że i czuliśmy się całkiem dobrze i mieliśmy spory niedosyt. W ten sposób z Małego Rynku, ul. Kopernika, a następnie Powstania Warszawskiego i al. Pokoju, dojechaliśmy do Parku Lotników Polskich. Powrót standardowo al. Pokoju, następnie skierowaliśmy się na stopień wodny na Dąbiu, skąd bulwarami dojechaliśmy do kładki Bernatka i dalej do domu, przez Rynek Podgórski i ul. Za Torem... Przy czym taka mała uwaga... ul. Za Torem, powyżej siedziby ZIKiTu tonie w kompletnych ciemnościach, co prawda asfaltówka, ale zarośli nie brakuje, do tego później przechodzi w lasek, gdzie jest dość ciemno i do przejazdów solo nie polecam (no chyba, że chcemy się pozbyć naszego roweru i przy okazji portfela oraz telefonu)...
Jeśli chodzi o jazdę na rowerze, to zdecydowanie preferuję długie, wyczerpujące trasy z równym, dość szybkim tempem. Najbardziej szczęśliwy jestem kiedy już zsiadam z roweru i bolą mnie wszystkie mieśnie (a szczególnie w udach) oraz jestem totalnie padnięty. Generalnie nie używam GPSu w czasie jazdy (no chyba, że do logowania trasy i ew. w sytuacjach awaryjnych - kiedy stracę orientację gdzie jestem).